Strony

środa, 8 grudnia 2010

Czarna Dziura

Jakiś czas temu, jakoś wszystko zaczęło mnie wciągać. Nie potrafię stwierdzić kiedy dokładnie ale myślę,     że to było gdzieś w okolicach mojego pierwszego dnia na tym świecie.
Tak.. prawdopodobnie wtedy. Ale chyba dopiero ostatnio wszędzie dookoła zaczynam dostrzegać jaki jestem wciągnięty.
Również ostatnio, gdzieś w galeryjnej rzeczywistości zaczeły wokół krążyć pojęcia nad pojęcia, których i tak chyba nigdy nie pojmiemy. A to, dla czego ziemia nie jest płaska a to, dla czego wszystko nie ma końca a nic początku (czy też na odwrót), dla czego jedni tak łatwo wierzą a innym tak trudno. Zaczęło nas wciągać.
Ani się obejrzeliśmy a z urwanego początkowo filmu wybuchła supernowa coraz supernowszych scenariuszy. Nie będę się za bardzo teraz zgłębiał cóż to takiego było, bo nie mam ochoty być znowu wciągnięty i pożarty przez tą czarną jędzę co mnie dopada zawsze na końcu wszystkiego.



Po wstępnych oświecających wnioskach, że kosmos możemy jeść łyżkami, czasu właściwie nie ma, i że pewnie się nie dowiemy co jest po drugiej stronie słońca, chcąc poprzeć nasze Wątpliwości (bo z Pewności już wcześniej zrezygnowaliśmy), nasza galeryjna ekspedycja naukowa, raźnym rannym krokiem wyruszyła badać przydrożne kamienie i okoliczne źródła (bo gdzieś nam się w pamięci kołatało, że u źródeł należy szukać). Oczywiście Wątpliwości poparliśmy, znaleźliśmy kilka nowych i z pełną rezygnacji radością, wyrzekliśmy się kolejnych prób. Postanowiliśmy, że dla własnego bezpieczeństwa duchowego (duchowe brzmi ładniej, niż psychiczne), lepiej będzie wciągnąć się w jakieś spokojne, wyzute z emocji zbieractwo. Oczywiście bez ambicji wyzbierania wszystkiego, bo znów byśmy się wciągnęli w jakąś nerwicową niepewność. Na horyzoncie naszych zbierackich chęci pojawiły się znaczki, (z których maleńkiego świata ledwo mogliśmy się wyplątać), kamyki (tak żeby mieć w czym ulokować nasz sentyment), a nawet pieniążki (bo wydają się być dobrym lekiem na naszą umysłową niestrawność)...
Ja osobiście nastawiłem się swego czasu na zbieranie dagerotypii (zarażony ambicjami ojców Macondo),
ale jakoś okazało się, że nie za wiele ich jest do zbierania więc zacząłem po prostu zbierać zdjęcia
(tych znalazłem trochę więcej).







To co udało nam się zebrać, jak zwykle pogubiliśmy gdzieś w przydrożnych kałużach lub wciągnęła nasza wrodzona niedbałość.




Kolejne dni pokazały, że nie jestesmy sami. Bowiem gdzieś w okolicach niedalekich, gdzie śnieg rozpoczął swoje białe tango, postanowiło się nawzajem wciągnąć całe grono takich jak my. Grono światłych, wątpiących, potrafiących i chcących. Wciągnąć do podziału, do wsparcia, do wspólnego słowa dobrego.
Nas też postanowili wciągnąć. A że przyjemnie jest być wciągniętym w szumne przekonania o wspólnych celach, toteż z pełnym zaangażowaniem ponieśliśmy sztandar wzajemnych zapewnień. Gdzieś po drodze nabraliśmy nadziei, że wszystko idzie w dobrą stronę a nasi sprzymierzeńcy to pewne źródło, z którego zawsze będzie można zaczerpnąć łyk kiedy nadejdzie susza. Świadomość ta ucieszyla szczególnie wtedy, kiedy
w ferworze wspólnego szczęścia, zapodziało mi się gdzieś moje ulubione wino. Dobrze wiedzieć, że ktoś nad nim czuwa. Tymczasem idea zaczęła cementować to co wciągnęła. Każdy nabrał mocy i z odbudowaną wiarą postanowiliśmy się linkować, promować, nawoływać i razem zapędzać owieczki do naszej wspólnej bieszczadzkiej zagrody. Z tym to optymistycznym nastawieniem wróciliśmy na swoje posterunki,
zbroić się do przyszłych wyzwań. Wyzwań przecież nigdy nie braknie.




Najbliższym wyzwaniem dla naszej skromnej galeryjnej opozycji statutowej, okazało się zbrojenie do walki
z fiskusem. Taka ambicja aby zdobyć to coś, czym moglibyśmy uwić sobie własną niszę wśród podatkowych rozlewisk. O tak.. wszechbędąca niematerialna pijawka. Najczarniejsza z czarnych wciągnęła nawet naszą myśl. A kiedyś w błogostanie własnego żywota tak przyjemnie mi się o niej nie myślało. Wciągnęła nawet
te skromne światełka, które cały czas widzieliśmy przed sobą i wokół siebie. Wciągnęła każdą nadzieję na to,
że można po prostu być, robiąc przy tym wielkie rzeczy. Wciągnęła życie z powrotem do czarnej dżungli gdzie kły i pazury zostały wyparte przez rachunek i bilans. Godziny skupienia, litry wypitej wody, kolejne, coraz czarniejsze dawki kofeiny, gromki, uświadamiający głos pani Kasi i oburzone gesty pani Lidii. Zachłanne artykuły i nieustępliwe ustępy. I zburzone mity o wolności, których kształty, każdy na swój sposób sobie rzeźbił. Cztery dni zdrapywania z siebie naiwnej nadziei, że niektóre fakty mogą nas po prostu nie obchodzić. 






Przegryzając kolejne ciasteczka, popijane kolejnymi łyczkami cytrynowej herbatki, z wlepionym w ustawę wzrokiem, coraz bardziej wciągałem się w grę, na którą i tak byliśmy skazani. A wokół pełno innych wspaniałych i walecznych, których twarze coraz bardziej przypominały tabelkę a słowa zdawały się definiować schematyczną istotę swoich autorów. Nawet papierosowe rozmowy na korytażu (te, które zawsze spajały nowo poznanych) zostały wciągnięte w czarną otchłań pieniężnych tematów. Lubię grać, więc zagram.
Oby tylko ta gra nudziła mi się jak najczęściej. Czarna dziura ma przecież swoje prawa. Cóż więc będzie, kiedy któregoś dnia, brodząc wśród przychodów i rozchodów, nie zauważę już nawet, że wyceniłem samego siebie.





 Oj biada.. z liczbą chyba tak łatwo nie wygram. O myśli niespokojna o ile łatwiej by mi było plunąć na wszystko, i w chwilowym bezmyśleniu bluzgnąć dookoła czerwoną farbą, dorzucając tu i ówdzie żółtej
i niebieskiej, a obwieściwszy wszem i wobec, że chciałem w ten sposób wyrazić emocje, poczuć się prawdziwym  malarzem. A ileż bym znalazł spełnienia, gdybym mógł wreszcie bez żadnego skrępowania trzasnąć migawką jakieś szare przerażone półakty z wielkimi oczyma i w prawdziwie szczerej skromności powiedzieć wszystkim, że w zdjęciach tych również chciałem wyrazić emocje. A zaraz po tym chcąc wyrazić emocje przelałbym na papier grafitową mapę swoich lini papilarnych. Ooo na pewno poczułbym się wtedy prawdziwym artystą. Przecież tak musi czuć się każdy, po tylokrotnych zabiegach wyrażania emocji.
Tak mi się wydaje. Tak bym się pewnie poczuł i ja, gdybym tylko powiedział głośno choć raz, że wyrażam emocje w tym co zrobić mi było dane. Wybaczcie mi, że tak ostro się wciągnąłem w wyrażanie emocji
ale jakoś łatwo mi się o tym napisało, bo od niepamiętnych mi czasów, wszystko co ktoś zrobi, z tym własnie się wiąże. Z wyrażaniem emocji. Zwłaszcza w tych długo ważonych słowach autora.
Wybaczcie też, że tak ostro wciągnęła mnie czarna dziura... Ale ona ponoć wszystkich kiedyś wciągnie,
więc jestem wstępnie usprawiedliwiony.
A jeżeli dotrwałeś (lub dotrwałaś)do końca tego tekstu, to wiedz, że pomyślałbym o Tobie z podziwem gdybym tylko wiedział kim jesteś. Niech Opatrzność nad Tobą czuwa.


3 komentarze:

  1. "A że przyjemnie jest być wciągniętym w szumne przekonania o wspólnych celach toteż z pełnym zaangażowaniem ponieśliśmy sztandar wzajemnych zapewnień"
    nie udało mi się dobrnąć do końca tekstu, ale to zdanie jest dobre. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. No mnie się udało, dzięki kolorowym mniej lub bardziej przerywnikom :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Karól pisz no krótsze zdania, bo mnie się też nie udało:)

    OdpowiedzUsuń